Na początku sierpnia miałam okazję być na ślubie mojej koleżanki.Postanowiłam w związku z tym przeszyć sukienkę- tu doszyć, tam zwęzić. Sukienka miała piękny plisowany dół, kolor "gołąbkowy". Doszyłam do niej pasek w kolorze morskiej zieleni ozdobiony sutaszem i wszystko szło idealnie... Do czasu zajęcia się "górą". Efekt był taki że wieczorem w piątek pędziłam do galerii w poszukiwaniu "kreacji" (wiadomo sukienek parę wisi w szafie, no ale już żadna po jakimś czasie nie odpowiada ;) ), a że nie lubię zakupów porwałam pierwszą lepszą z wieszaka. Wróciłam i zabrałam się za kolczyki- trzeba było szybko działać- bo czasu zostało niewiele- i tak powstały sztyfty w kolorach sukienki
A w piątek zrobiłam sobie oto takie kolczyki:
Opanowałam w końcu taśmę cyrkoniową :) ale sama konstrukcja okazała się ciężką w wykonaniu :)
I ostatnie- początkowo robione zmyślą o mojej siostrzenicy która w przyszłym roku idzie do komunii- chciałam uszyć jej coś malutkiego i skromnego na ucho- kolczyk miała stanowić "góra" obecnego kolczyka. Zrezygnowałam- nawet sama "góra" wg mnie jest zbyt bogata jak na ta uroczystość, więc będę próbować zrobić coś skromniejszego, a z wykonanych kolczyków zrobiłam kolczyki ślubne :) ( ale jeszcze nie dla mnie :) )
Pozdrawiam :)